Telewizyjne programy i kolorowe magazyny radzą kobietom, jak być seksowną mamą w każdej sytuacji i o każdej porze. Dzięki nim wiemy, jak zrobić pełny makijaż nawet wtedy, gdy dziecko pyta co na obiad, a mąż płacze wniebogłosy (a może na odwrót?). Wiemy, jak utrzymać prawidłową postawę ciała (piersi wyprostowane, plecy do przodu), gdy szef dybie nad nami niczym kat z kolejnym projektem. Wiemy, jak prezentować śnieżnobiały uśmiech, gdy teściowa wytyka nam pięćset problemów wychowawczych, które na pewno popełnimy. No i wreszcie – wiemy jak odkurzać w obcisłej mini i biegać do warzywniaka w szpilach, w których jesteśmy wyższe od członków męskiej drużyny koszykówki. Uff, jakie szczęście, że wiemy to wszystko. Tyle że… teorii wcale nie po drodze z praktyką.

REMANENT SZAFY. Prawdopodobnie to najgorsza rzecz, jaka może Cię spotkać we własnym domu. 
Wiem, te ciuchy mnie lubią, są ze mną już od dawna. Mają do mnie zaufanie, choć wykorzystuję je do ostatniej nitki. Co prawda, z niektórymi jestem w separacji, która skończy się jak tylko schudnę 5 kilo. Ale wierzę, że wrócimy do siebie, choć nie widujemy się już od dwóch lat. Za to mam częsty kontakt z innymi. Pasują do mnie tak bardzo, że w niektórych miejscach przyjęły moje kształty. Nie, wypchane kolana i rozciągnięty materiał nie wyglądają dobrze, ale łączy nas sentyment. Niektóre kupiłam w czasach, kiedy nie wiedziałam jeszcze, co to kicz. Są ze mną na dobre i na złe, choć wyblakły ze starości.